Wywiad przeprowadziły:
Anna Markowska
Małgorzata Malczewska
Pani Bożena urodziła się w Gdańsku, ale jej mama i babcia przyjechały z Wilna. Niezwykle ciekawe historie rodzinne, przetrwały dzięki opowieściom, które Pani Bożena zechciała przedstawić. Opisuje losy swojej mamy i babci, oraz emocje jakie towarzyszyły im, wyjeżdżającym z Wilna. Sama Pani Bożena stara się być w Wilnie, przynajmniej raz w roku. Posiada kilka cennych pamiątek, zabranych z rodzinnego domu jej mamy.
Fragmenty wywiadu:
"Łóżko, żeby było na czym spać, etażerka, żeby coś było gdzieś włożyć ten stoliczek, jeszcze był jeden stoliczek, tylko on został spalony, bo jak przyjechali, to mama strasznie do Gdyni chciała i transport był w Gdyni, ale później, jak już tam zamieszkała, to przyjechała tu, do Gdańska, zobaczyć jak Gdańsk po wojnie wygląda. Jak przyjechała zobaczyć, jak Gdańsk wygląda, spotkała znajomych gdzie ty, tam w Gdyni będziesz mieszkać, gdzie tu u nas pełno Wilniuków jest no i przyjechała tu, na Orunię i też jeden pokój, chociaż było więcej i tak cały czas na walizkach, długo, długo siedzieli na walizach, bo myśleli, że jeszcze wrócą do Wilna, nie babcia bardzo, bardzo chciała wrócić do Wilna, nie chciała tu mieszkać…"
"też dużo rzeczy od matki, powycyganiali ludzie, bo miała taką ładną cukierniczkę, też przywiozła z Wilna…przyszedł, jak telewizja nastała, drugi program miał być i taki przyszedł Pan i mówi, że on zrobi jej antenę, ale zobaczył tą cukierniczkę…czy on może to wziąć, on przyjedzie antenę zrobić, wziął tą cukierniczkę, ani anteny nie zrobił…"
"Ojca poznała tu, też w Gdańsku ona chodziła na spacerze i zapoznała ojca jakoś zaraz za pół roku po przyjeździe, właśnie się spotkali i zaczęli ze sobą chodzić, a ojciec przyjechał, też ze swoim ojcem, a babcia została w Wilnie, też nie chciała wracać, bo mówi wy przyjedziecie mój ojciec Łukomski Konstanty, urodzony w 1908 roku, Kowale, powiat Oszmiana, to teraz do Białorusi należy dawniej, to był rejon Wileńszczyzny, a teraz już nie. I rodzice moi, zawarli związek małżeński w ’47 roku, w kościele Św. Ignacego na Oruni w ’48, ja się urodziłam."
A łatwo było rozstać się z miejscem?
Nie, i matce, i babce. Szli do Ostrej Bramy, przed wyjazdem i tam płakali jak bóbr ja też jak wyjeżdżam z Wilna idę się pożegnać z Matką Boską .
"Tak, co jakiś czas były transporty to matka, to wszystko załatwiała i ona poszła, dostała przydział na dwie osoby i termin, w którym się mają właśnie zgłosić na dworzec musieli dostarczyć te rzeczy, które chcieli zabrać, ale też powiedzieli, że nie dużo tych rzeczy to co najpotrzebniejsze, a że to łóżko było składane, takie metalowe, to złożone było…"
Czuły się wyobcowane po przyjeździe?
Tak, tak, bardzo! Wyobcowane i samotność, i wyobcowanie nie byli przychylni miejscowi…
Przeczytaj całość: