Wywiad przeprowadziły:
Anna Markowska
Małgorzata Malczewska
"Mieliśmy pożar w tym wagonie, w którym jechaliśmy, bo to było zimno no i trzeba było coś jeść. Mieliśmy taką kozę, grzaliśmy się i tam pożar wybuchł. Część rzeczy spłonęło i to tak przeraziło mamę, że powiedziała, tylko po przekroczeniu granicy dalej już nie jadę i zostaliśmy w Lidzbarku Warmińskim. To jest jakieś 70, 80 kilometrów od granicy z Rosją."
Fragmenty wywiadu:
"...w naszej rodzinie zawsze najważniejszą osobą była matka, która uważała … kobieta broni ogniska, broni życia, broni dzieci. Myśląc o tym, żeby przetrwać wszystko się zostawia i się wyjeżdża. Po prostu. "
"Która z Pań była w Wilnie? Te białe, trzy krzyże, to one były później zburzone, teraz są nowe. To te pierwsze budował mój dziadek. Bo on był majstrem budowlanym i budował kościoły. W Wilnie jest bardzo dużo kościołów, po prostu był murarzem, to się nazywało majster budowlany. Trzy krzyże budował. "
"...chodziłam pamiętam w bluzce uszytej z nylonu. W owych czasach, różowej z takie zakładki i ona była ze spadochronu. Wtedy nie było, fabryki przecież stały. I ona była uszyta z nylonowego spadochronu. I miałam jakąś taką ładną, szkocką kratę kurtka była, taka ładna. To była taka piękna wełna, szkocka widocznie. A to było z tej tak zwanej unry."
"Bo żywiliśmy się wtedy, bo jak staliśmy na tej stacji, to chodziliśmy wtedy po tę zupę takimi garnkami, dwojakami, to się nazywało i dostawaliśmy taką zupę. Czyli była jakaś pomoc ze strony rządu."
"-No na kufrach na podłodze stąd ten pożar, który tam u nas wybuchł i pamiętam, że cos tam nam spłonęło. No, zaraz. Ja jestem 37, to był 45. To miałam 8 lat. Powinnam pamiętać ale nie pamiętam, nie wiem… Może dlatego, że ten temat… O! I teraz, po przyjeździe nigdy na ten temat jakoś się nigdzie nie mówiło, to był ten wieczny strach przed tym, że możemy tam wrócić. Bo ten strach przed powrotem na Sybir, tak to się nazywało, tak to się mówiło, był zawsze w nas."
"Pamiętam stamtąd właśnie śniegi. I zawsze śniegi mi się kojarzą właśnie z dzieciństwem, z tym tam. Jak ja te walonki w zaspach śnieżnych mi zostały kiedyś? O Jezus, bo takie zaspy śnieżne tam. Lato jest upalne, się kapie w rzece człowiek, cieplutko. A zimą, śnieg jak cholera. I mróz. -W zaspę pamiętam weszłam. I nie zapomnę, lanie dostałam za te walonki. Że nie mogłam ich wyciągnąć, tam coś tam. Pamiętam takie. Pamiętam Dźwinę zamarzniętą. Bo Dźwina była graniczną rzeką i z Łotwy można było wysyłać paczki do Wilna, gdzie był głód. A u nas tam, no… Jak to, bo to małe miasteczko, mama miała kartki. Bo pracowała w szpitalu, to zawsze była ta słonina. Bo to słoninę się je na wschodzie. Bo to nadal jest taki obyczaj. Kroi się słoninę, samogon. Ryby to tam nie bardzo. I myśmy przez tę Dźwinę zamarznięta na sankach woziłyśmy paczki do Wilna. To pamiętam, żeby przez Łotwę, bo stamtąd nie można był wysyłać, nie wiem dlaczego."
Przeczytaj całość: