Maria Lipińska
Wywiad przeprowadził:
Michał Kalicki
Pani Maria opisuje ciekawe momenty z życia w Wilnie, następnie z podróży przez Białystok do Warszawy oraz chwile spędzone w Żyrardowie. Przedstawia życie swojej rodziny w trudnym czasie i historie, które były dla niej zagadką, a których rozwiązanie znalazła po latach.
Fragmenty wywiadu:
"...wtedy mieszkaliśmy na małej Pohulance i potem gdzieś w ’40 roku już na Konarskiego, to była wiosna, to ja chodziłam jeszcze do Nazaretanek, jeszcze były siostry Nazaretanki i tam byłam u pierwszej komunii. (...) no i po pierwszej komunii, w kaplicy sióstr był taki poczęstunek i wiem, że on był bardzo przepyszny, bo było kakao i bułeczka taka troszkę słodzona, więc to pamiętam doskonale jak to wszystko smakowało, no bo w ogóle było głodno, nie bardzo było co jeść. "
"... moja mama brała w sobotę plecak, brała jakieś zabaweczki drobne, które z domu pobraliśmy z Wywólskiego moje, takie zwierzątka lubiłam mieć małe drewniane , takich miałam pełno, małych drewnianych, takich kotków, piesków, królików, kogutków i tak dalej, niosła te zwierzątka i pewnie różne inne rzeczy i szła na wieś. Wracała na drugi dzień z plecakiem i przynosiła słoninę, jajka, masło…tam takie różne, inne rzeczy…Jeżeli to jest istotne w sensie socjologicznym, powiedzmy, moment to pamiętam dokładnie jak mama wyciągała to wszystko z plecaka, układała na stole, potem układała na półkę masło, tą słoninę, to, to, to, wkładała do woreczka i mówiła „Teraz biegnij i zanieś to do państwa Kalickich, bo tam są małe dzieci”. To opowiadam wyłącznie jako moment socjologiczny, nie…dotyczący mojej Mamy jako osoby, po prostu… no tak już było."
"...no i wtedy, wszystko jedno czy tak czy siak, czy Niemcy czy nie Niemcy, czy bomby, czy nie bomby, to mama musiała pójść do krowy, która mieszkała gdzieś tam parę ulic dalej po mleko, dla tego dziecka małego, bo już nie karmiła, no i któregoś ranka poszła, a my w lesie siedzieliśmy w tej dziurze, przyszła, przyniosła mleko i powiedziała „ Wyobraźcie sobie, że już są Niemcy, widziałam Niemca”, no to wszyscy zachwyceni byli, wyleźli z tych dziur, wobec tego, że nie będzie już tego i wrócili z powrotem do mieszkania, no to tak przyszli Niemcy, takie mam wspomnienia. Drugie wspomnienia o Niemcach mam takie, że oni, a propos tego co powiedziałeś o oficerkach, to właśnie mieli oficerki, i oni przychodzili do naszej studni myć się rano, a byli bardzo wielkimi czyściochami. Rozbierali się, pamiętam dokładnie, do pasa, mimo tego, że było zimno, to tą zimną wodą się szorowali, żeby myli, włosy, wszystko co chcesz, oficerki czyścili, wkładali elegancko, pasy, jak się należy i potem maszerowali na Rusków, a potem widziałam jak oni wracali. A ty pamiętasz jak oni wracali Andrzej? To było coś niesamowitego. Wracali w czapkach damskich, jakiś ciepłych tu szalikach kolorowych, czerwonych, zielonych, niebieskich, swetrami obwinięci, bez nogi, jeden wiszący na drugim, no zgraja, no grupa nędzarzy, zamrożonych. No to tylko mogę porównać do opisów z powrotów napoleońskich, bo i z Rosji, prawda, jak wracali zamarznięci Francuzi. To, to ja na własne oczy widziałam, jak wracali ci Niemcy. "
"I szło się ulicą za Buffalową górą, gdzieś tam w kierunku Mickiewicza, trzeba było iść wzdłuż budynku Gestapo, ja szłam tak wzdłuż, powiedzmy prawego boku tego budynku i potem jakby się skręciło w prawo, to tam było wejście do tego Gestapo, ale ja nie musiałam wchodzić na szczęście, tylko mijałam budynek i dalej szłam do szkoły…i jak szłam to widziałam, to, że to jest Gestapo po prostu wiedziałam…i tam były, takie suterenne okna, za kratami, nisko tak jakoś, nisko poziomu ziemi. I raz byłam świadkiem sceny, myślę że dramatycznej, bo idąc tą ulicą zobaczyła, że przy jednym z okien, na ulicy, w odległości pół metra od takiego okna, stoi młoda kobieta i daje jakieś znaki i pomyślałam sobie, w głowie swojej dziecięcej, że będzie tam jej tata, albo brat, albo, no nie wiem kto, no wszystko jedno, że tam jest aresztowany, no i rzeczywiście dobrze pomyślałam, dlatego, że raptem, z hukiem, otworzyło się okienko u góry i okrzyk rozległ się „HALT! HALT”. Ona biegiem rzuciła się w uliczkę boczną, przeciwległą, zaczęła uciekać. Wyciągnęła się ręka z pistoletem „paf, paf”, padły strzały, nie trafiły w nią, ona biegła dalej, wyskoczyła, leciało dwóch gestapowców, złapali pod ręce, to wszystko widziałam na własne oczy, pod ręce i zawlekli, już tam do środka do Gestapo."
"Jechaliśmy do Warszawy i wiem, że ja przeżyłam szok tego rodzaju, że już pod Warszawą jakoś trzeba było, przesiąść się do pociągów podwarszawskich, kolejki takiej, między Milanówkiem tam, a Otwockiem czy Żyrardowem, czy czymś innym, no i jednym słowem, do takiego elektrycznego pociągu, w rodzaju jak u nas w Gdańsku chodzą i wtedy doznałam niezwykłego szoku, bo raptem wbiegł do tego przedziału chłopiec i zaczął śpiewać taką piosenkę…no, jak to śpiewali wtedy…Hitler ten…no.., no jakie to były piosenki z zakazanych piosenek?
Coś tam bimber, coś tam Hitler kaput ..w nocy alarm w dzień łapanka i coś tam ten i Hitler kaput i coś w tym rodzaju śpiewał taki może dwunastoletni chłopiec i ja dosłownie zdębiałam, bo w Wilnie tego typu ekscesy byłyby nie do pomyślenia.. nigdy w życiu czegoś podobnego wcześniej w czasie wojny w Wilnie nie widziałam, że to można było śpiewać na ulicy jakieś takie piosenki, więc to było zupełnym szokiem dla mnie, że jednak warszawiacy.. ten duch warszawski "
"Pożegnanie z Wilnem.. jak wyglądało pożegnanie z Wilnem .. ja byłam dzieckiem, no nie zdawałam sobie sprawy, że już nigdy nie wrócimy do Wilna.. no po prostu wiedziałam, że żegnamy się z obecnym życiem, że książki moje ukochane zostają, że mnóstwo rzeczy zostaje, że nie wiem .. właściwie ja tak .. nie umiem powiedzieć żebym ja akurat przeżyła to pożegnanie z Wilnem jako dziecko w jakiś taki bolesny sposób bo to było ciekawiej.. to było coś ciekawego .. ja miałam trzynaście lat prawda.. jechaliśmy do Warszawy, do babci, do dziadka .. a Wilno myślałam że.. do Wilna to my wrócimy po prostu, a jak to przeżyli rodzice trudno mi powiedzieć.. też może jeszcze trudniej.. wiadomo to jeszcze nie był koniec wojny to był kwiecień 1944 roku, myśmy po prostu się przeprowadzali z Wilna do Warszawy.. no już potem zrozumieliśmy że to już na zawsze było.. "
"Jest Żyrardów szesnasty styczeń 1945 rok.. jesteśmy w szkole i jeszcze traf chciał, że ja miałam pamiętnik, tak jak to się dawało kiedyś do wpisania na pierwszej lekcji była religia no i ja poprosiłam tego księdza, żeby mi się wpisał i on mi się wpisał i napisał datę szesnasty styczeń 1945 rok, a to potem historyczna okazała się data, bo to było wyzwolenie Żyrardowa i po pierwszej lekcji przyszła wychowawczyni i powiedziała „dzieci biegnijcie do domu wszyscy, nie zatrzymujcie się nigdzie po drodze, bo zbliżają się, będzie walka, bo zbliżają się wyzwoliciele że tak powiem” już nie wiem jak ich nazwała w każdym bądź razie Niemcy będą uciekać.. no to ja przybiegłam do domu, a babcia moja w tym czasie z całym spokojem wybierała się na rynek i mówi: „choć pójdziesz ze mną na rynek”, mówię: „nie babciu, niema co iść na rynek, bo pani mówiła, że zaraz tutaj wojna się zacznie” , a babcia mówi: „a jaka tam wojna zawracanie głowy choć na rynek”.. no i poszłyśmy na ten rynek .. na rynku zaczęłyśmy kupować tam jakąś marchew czy coś i raptem zaczęli strzelać .. i babcia mówi „no niema rady to wracamy wobec tego”.. to wróciliśmy, a jak już mówiłam mieszkałyśmy w pierwszym domu rogowym i na parterze i jak wróciłyśmy do domu to już w naszym korytarzu tak jak się wchodziło w przedpokój, tak ten korytarz był zapchany ludźmi z ulicy pochowali się, a przed naszym domem stało działo .. to było działo sowieckie chyba i strzelało, no ale nie do nas oczywiście tylko do Niemców, którzy mieli nadejść .. no i wtedy myśmy z babcią się też wbiły w ten tłumek tam w tym, no i tam parę godzin żeśmy stali no to tak było sosnowato trochę, bo z armaty strzelali, szyby poleciały wszystkie od strony dworca, no ale to były bardzo dziwne czasy "
Przeczytaj całość: