Wywiad przeprowadzili:
Joanna Aleksiuk,
Aleksandra Patalon
Fotografia:
Bożena Kisiel
Pani Wanda opowiada, między innymi, o okolicznościach jakie towarzyszyły Jej wyjazdowi z Wilna. Była młodą dziewczyną, gdy została skazana na pobyt w domu poprawczym na Litwie. Wyrok był karą za zdrapywanie znaku litewskiej Pogoni zakrywającego polskiego Orła na skrzynce pocztowej w Wilne. W Jej wspomnieniach pojawiają się szczegóły długiej drogi do Gdańska, trudne pierwsze chwile w nowym, groźnym miejscu. Snuje również ciekawe wspomnienia o chłopcu niemieckim, który mieszkał w tym samym domu w Gdańsku, do którego wprowadziła się rodzina Pani Wandy.
Fragmenty wywiadu:
"Jak dojechaliśmy do Białegostoku, to mama nas wszystkich budziła: - Dzieci! Patrzcie! Polskie flagi, polskie flagi!"
"Potem przejeżdżaliśmy koło Warszawy. Same ruiny, patrzyliśmy przerażeni. Smutno. Przykre… Potem, nikt nie wysiadał tam. Gdzie w ruinach wysiadać. Niektórzy wysiedli jak dojechaliśmy do Torunia. Sporo osób wysiadło w Toruniu. M.in. mojego ojca siostra w drugim wagonie jechała ze swoją rodziną, wysiadła też w Toruniu. My dojechaliśmy, aż do Gdyni i w Gdyni był koniec podróży. Kazali nam opróżnić wagony, bo były potrzebne wagony, a w tym czasie jeńców żołnierzy niemieckich z Helu prowadzili już jako jeńców. W mieście pełno wojska sowieckiego, trzeba było bardzo uważać, bo potrafili złapać i na roboty gdzieś i na odgruzowanie i nie patrzyli czy ktoś po polsku mówi czy po niemiecku. W ten sposób moją kuzynkę rok młodszą, ona już miała wtedy nie wiem ile lat, też złapali. Ojciec poleciał i potem się wykłócił po rosyjsku i zwolnili ją z tego marszu gdzieś tam do odgruzowywania. Co dalej? No zatrzymaliśmy się w Gdyni, wyrzuciliśmy wszystkie rzeczy na peron. I teraz trzeba było, część niektórzy pilnowali, a inni poszli szukać gdzieś jakieś mieszkania. I wiecie było bardzo dużo cwaniaków, na wszystkich prawie drzwiach było napisane: „Zajęte przez Polaka w 39 roku”. Jak była taka kartka to już nie wchodziliśmy, bo myśleliśmy jak my wrócimy do Wilna to też pójdziemy do swojego domu i będziemy chcieli tam wejść. Też nas wpuszczą chyba przecież."
"Ojciec któregoś dnia przyniósł skądś chleb mleko, a ten Gerhard… U nas wody nie było w kranach, tylko po wodę trzeba było chodzić tam dalej na Chrzanowskiego, więc ten chłopak mi pokazał gdzie można wodę nabrać. Woda potrzebna do mycia, do gotowania i do wszystkiego. Więc on u nas ciągle łaził do nas i on był tutaj i ojciec przyniósł to mleko i ja mówię: - Tata, daj Gerhardowi też. Tata nalał: "- Pewno, że dam!" Tata nalał chłopakowi, a ten mu podziękował i mówi: "- Przepraszam, czy ja mogę zabrać to na dół bo tam są młodsze dzieci?" To na całe życie mi zostało, że czegoś się nauczyłam od dziecka. A byłam starsza przecież od niego."
"I dopiero po latach, ja wiem, który 50 czy… nie, no tyle lat chyba nie było. Któregoś dnia idę, a nasz dom był ostrzelany przez kule, nawet w drzwiach łazienki była dziura, bo pewnie jak strzelali to trafiło. Stoi od strony podwórka, jakaś grupka starszych ludzi i jeden z tych panów tłumaczy, opowiada, coś tam tego. Ja przeszłam obok, przeprosiłam i pytam: - Czy państwo tu mieszkali? A oni po Niemiecku, że tak. <Pani Wanda przytacza krótką rozmowę po niemiecku między nią, a grupką ludzi z której wynika, że jeden z mężczyzn to wcześniej wspomniany Gerhard>...."
Co Pani pozostawiła w Wilnie? Za czym Pani tęskni najbardziej?
"Za swoją młodością. Szkoła, koleżanki ale tak dziwnie, że wiecie. Moi rodzicie nie mówili, kiedy wyjeżdżamy bo wiecie bali się, że ja wypaplam. Bo ja rzeczywiście byłam zawsze wielka papla. Że ja wygadam i przed wyjazdem mogą nas aresztować, zatrzymać. Więc nie mówili kiedy będziemy wyjeżdżać . Więc któregoś dnia, mówią: - Dzisiaj wyjeżdżamy. I ja się nie zdążyłam z moimi przyjaciółkami pożegnać. Żadna nie wiedziała, kiedy ja wyjeżdżam."
"I wiecie, naprzeciwko była poczta, była skrzynka pocztowa. Namalowano orła i namalowano pogoń i my za każdym razem nim zabraliśmy się za dwa ognie, to któreś podchodziło i drapało tę pogoń żeby wydobyć orła. No, ale mimo wszystko, nie należy mieć zaufania i do przyjaciół. Po jakimś czasie ktoś, policjant litewski, bo była policja litewska i pytał kto to zrobił. I powiedzieli, że Wanda Pawłowska, no i nie mówiąc nikomu co i jak, nikt mi nie mówił. Mój ojciec dostał wezwanie, że ma się razem ze mną zgłosić do komisariatu, gdzieś tam za Ostrą Bramę, nie za daleko. Poszliśmy do tego komisariatu, ojcu kazali zostać, mnie wprowadzili. – Drapałas? – Drapałam. – Widzisz, jak ty taka Polka, to ty jedź do Warszawy! Ja mówię: - Proszę pana, pan powinien wrócić do Kowna, nie będzie pan musiał zamalowywać polskich skrzynek. I wyobraźcie sobie zostałam skazana, była rozprawa poza mną. Zostałam skazana na siedzenie w domu poprawczym na Litwie gdzieś tam po Połongą, do zniesienia stanu wojennego na Litwie."
Przeczytaj całość: